Odnoszę wrażenie, że nachalna ostatnio promocja rusofobii na świecie ma za cel ubiegnięcie lub zastąpienie nią antysemityzmu, który szybko wszędzie narasta. Jeśli tak, to jesteśmy na ciekawym tropie…

 

Próba uczynienia Rosjan winnymi wszystkich nieszczęść świata nie jest nowa: już prezydent Ronald Reagan w swoim czasie nazywał ZSRR „Imperium zła”. Jednak w ostatnim roku zachodni politycy wysuwali pod adresem Rosji na tyle absurdalne oskarżenia, że powątpiewać zaczęli nawet najbardziej przekonani rusofobi.

Rozsądnemu człowiekowi trudno jest uwierzyć w to, że właśnie Rosja jest winna temu, że Amerykanie wybrali sobie na prezydenta takiego człowieka jak Trump, w to, że z powodu Rosji Brytyjczycy nie chcą dłużej mieszkać w Unii Europejskiej, oraz w to, że z powodu agresji Rosji na Marsie rozbił się europejski satelita. 

 

Modne niedźwiedzie tworzą Amerykę

Najjaskrawszym przykładem jest „zasługa” Rosji w zwycięstwie na wyborach prezydenckich w USA ekstrawaganckiego miliardera Donalda Trumpa. Nigdy potęga Rosji nie rozciągała się tak daleko, aby zdalnie wpływać na umysły Amerykanów i zmuszać ich do głosowania wbrew swojej woli. I to nie żarty, takie jest zdanie obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. To właśnie on uważa za przyczynę porażki Hillary Clinton nie złą strategię Partii Demokratycznej, ale rosyjskich hakerów. „Dane, które oparte są o zespołowe porozumienie służb wywiadowczych: Rosja była odpowiedzialna za włamanie do Partii Demokratycznej. I to - porażka kandydatki Hillary Clinton – było tego skutkiem” – powiedział Obama na swojej ostatniej konferencji prasowej. Jednocześnie nie przedstawił żadnych dowodów udziału Moskwy w atakach cybernetycznych, powołując się na tajność. 

Ogólnie rzecz biorąc, powstaje wrażenie, że na rosyjskich hakerów można zrzucić absolutnie wszystko. Komputerowi włamywacze z grupy Fancy Bears, co można przetumaczyć jako „Modne Niedźwiedzie” (oczywiście, jeśli niedźwiedzie — to znaczy, że hakerzy są Rosjanami) włamali się do bazy WADA i wyjaśnili, że większość słynnych sportowców, między innymi tenisistki Wiliams, całkowicie legalnie przyjmują zakazane środki, na przykład oksykodon – półsyntetyczny opioid. A amerykańska mistrzyni olimpijska Simona Biles, która w Rio de Janeiro zdobyła pięć medali, legalnie przyjmowała amfetaminę. Wszystko to działo się na tle bezprecedensowego skandalu, kiedy Rosja została oskarżona o stworzenie programu państwowego wspierającego doping w sporcie. Jest przytym charakterystyczne i oczywiste, że informacje, rzucające cień na amerykańskich sportowców, nie zostały podchwycone przez zachodnie media.

 

Humanitarne bomby i nowości propagandy agitacyjnej

Od amerykańskich polityków nie różnią się specjalnie politycy innych zachodnich państw, niektórzy przy tym starają się napisać historię na nowo. Minister obrony Polski Antoni Macierewicz wystąpił z fenomenalnym oświadczeniem, ogłaszając Rosję winną zbrodni wołyńskiej 1943 roku, kiedy to ukraińscy nacjonaliści zamordowali według różnych szacunków od 30 do 40 tysięcy Polaków. Temu, że Brytyjczycy zagłosowali za wystąpieniem z Unii Europejskiej, również winna jest Rosja. Przynajmniej były ambasador Stanów Zjednoczonych w Rosji Michael McFaul uważa, że Brexit to zwycięstwo polityki zagranicznej rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. O udziale Rosji w rezultatach referendum dotyczącego Brexitu przekonany jest deputowany brytyjskiej Izby Gmin i były minister kultury Wielkiej Brytanii Ben Bradshaw. Według jego słów możliwy wpływ Moskwy na głosowanie w referendum odbywał się według tego samego schematu, co i podczas wyborów prezydenckich w USA. Dowodów, jak zawsze, brak. 

W tym roku dzięki europejskim i amerykańskim mediom świat dowiedział się o nowym rodzaju broni — zachodnich „humanitarnych” bombach: one zabijają tylko terrorystów i ich zwolenników. I tylko Rosja w Syrii, według zachodniej prasy, celowo bombarduje cywili i konwoje humanitarne. O atak na konwój humanitarny Międzynarodowego Czerwonego Krzyża niedaleko Aleppo od razu oskarżono Rosję. Komisja ONZ pod koniec grudnia wciąż nie mogła ustalić, kto uderzył w konwój humanitarny, ale na przykład szefa MSZ Wielkiej Brytanii to nie interesuje – ponieważ wiadomo, że nalot był z powietrza, to mogli to być tylko Rosjanie. A nad tym, jakimi sposobami koalicja NATO z Amerykanami na czele równa z ziemią iracki Mosul, czy nad tym, co robi z cywilami Jemenu koalicja z Arabią Saudyjską na czele zastanawiać się nie warto.

 

Rosyjski ślad, ręka Moskwy i inne halucynacje

W napływie migrantów z państw Afryki i Bliskiego Wschodu, które po szeregu rewolucji i arabskich wiosen stały się niezdatne do życia, również winna jest Rosja. Ten temat ciągnie się od zeszłego roku, ale w 2016 zaczął się znów rozwijać: terroryści, którzy wraz z migrantami napłynęli do Starego Świata, zaczęli urządzać akcje zastraszania niewiernych. Wybuchy na lotnisku i metrze w Brukseli, zamachy w Nicei i Berlinie. „Rękę Moskwy” dostrzegł w tym szef służby bezpieczeństwa Ukrainy Wasilij Hrycak, przy czym nie tylko rosyjski ślad, ale elementy wojny hybrydowej ze strony Rosji. Wprawdzie oprócz niego nikt inny tego śladu nie znalazł.  Ukraińcom Rosja też szkodziła jak mogła, i to w Holandii. To właśnie agenci Kremla, jeśli wierzyć ukraińskim mediom, wpłynęli na Holendrów, aby ci w referendum wypowiedzieli się przeciwko ratyfikacji porozumienia o stowarzyszeniu Unii Europejskiej z Ukrainą. Oczywiste jest, że jeśli nie byłoby wpływu kremlowskich technologów politycznych, to mieszkańcy Holandii z rozpostartymi ramionami przyjęliby u siebie każdego Ukraińca, przeciez im tak brakuje nowych imigrantów. W połowie grudnia widocznie „ręka Moskwy” nieco jednak osłabła, bo szczyt Unii Europejskiej znalazł sposób na rozwiązanie problemu ratyfikacji przez Holandię umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Jednak nawet to wymuszone porozumienie o stowarzyszeniu nie da Ukrainie statusu kandydata na wstąpienie do Unii Europejskiej, prawa do pomocy wojskowej, dodatkowego finansowania ze strony Unii Europejskiej czy prawa na mieszkanie i pracy w Unii Europejskiej dla obywateli Ukrainy. 

 

Russians did it

Tego, że europejski moduł naukowy Sciaparelli w tym roku nie doleciał do Marsa, winna jest również, oczywiście, Rosja. Rumuńska firma Arca Space, która testowała moduł Sciaparelli przed jego uruchomieniem na Czerwonej Planecie, oskarżyła Rosję o to, że jego testów w powietrzu nie udało się przeprowadzić w obawie przed „wojskową agresją” ze strony Federacji Rosyjskiej. W rzeczywstości na początku przetestowanie modułu planowano przeprowadzić w Szwecji, jednak z powodu oszczędności testy powierzono mało znanej rumuńskiej Arca Space, bazującej w USA. W efekcie Europejska Agencja Kosmiczna zaoszczędziła około miliona euro, ale straciła moduł. 

Absurdalność niektórych oskarżeń doprowadziła do tego, że w anglojęzycznym internecie zaczął nabierać popularności hashtag #russiansdidit (to zrobili Rosjanie). Użytkownicy umieszczają obrazki, na których Rosjanie są wnni bałaganu, jaki pies zrobił w domu, w przekroczeniu prędkości na drodze, złej pogodzie, w niepowowdzeniach w życiu osobistym, a także w ruchu tektonicznym Ziemi, zatonięciu Titanica i skrzywieniu wieży w Pizie.

Wszystkiemu winni cykliści…

 

/analiza wg. Sputnika/