OBSERVATORIUM BOGUSLAVIANUM: Za wiedzą i przyzwoleniem Zachodu Ukraina została pożarta przez korupcję. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Pajac Saakaszwili znów bryluje na ulicach Kijowa. Wiadomo, że znów chce władzy i wiadomo, że znów wykonuje zadanie dla Ameryki, która zapewnia mu ochronę i obstawę. W tym celu musi obalić Poroszenkę, głównego herszta mafii kleptokratów Ukrainy, na którym Zachód już chyba postawił krzyżyk. Mafia jest wprawdzie koszerna i dobrze realizuje swą antyrosyjską misję, dla której została zainstalowana, ale sytuacja społeczna i gospodarcza zdaje się wymykać spod kontroli. Aby ją opanować, trzeba zmienić kierownictwo i dlatego na Ukrainę przemycono (z Polski) nowego-starego agenta, który już raz dobrze sprawdził się (USraelowi) w Gruzji, zanim go stamtąd wypędzono.
Stąd kolejna próba Majdanu. Protestujący, w dużej części płatni, blokują ulice i skandują profesjonalnie: „Bandu het!” (Precz z bandą) Dym ulicznych ogni i palonych opon znów przenika chłodne powietrze Kijowa. Policja ponownie próbuje usunąć namioty i transparenty protestujących. Skala tych demonstracji jest jednak wielokrotnie mniejsza niż cztery lata temu, gdy demonstranci na Majdanie obalili prezydenta Wiktora Janukowycza. Ale po raz kolejny chodzi o przewrót na samej górze.
Trwająca obecnie próba sił ujawnia słabość Poroszenki, a także obnaża wrak złupionego państwa nękanego tajnymi interesami i przeżartego korupcją. Być może naiwna część Ukraińców wierzyła, że przewrót Majdanu miał położyć kres systemowi oligarchicznemu w ich kraju i miała takie oczekiwanie. Biedacy, nie zauważyli, ze zorganizowany z zewnątrz przewrót miał zupełnie inny cel: wyrwać Ukraine spod wpływów Moskwy i trwale skonfliktować ją z Rosją. Zapłatą za to dla tych, którzy się tego zadania podjęli była licencja na złupienie tego kraju do własnych kieszeni. Oznacza to, że właśnie Majdan wzmocnił na Ukrainie oligarchię i zapewnił jej bezkarność.
Ukraina była od początku, i jest nadal, cynicznym projektem geopolitycznym o koszernej proweniencji. Nadzieja, żeskorumpowane elity ukraińskie mogłyby same zreformowaćUkrainęi wprowadzićtam uczciwsze rządy, nigdy nie była wysoka. Naiwnych nie brakowało jednak i na Zachodzie. Część działaczy tzw. społeczeństwa obywatelskiego, finansowanych przez megaspekulanta Sorosa, a nawet część polityków liberalnej lewicy, zwłaszcza w Zachodniej Europie, podobnie jak część polskiej ćwierć-inteligencji, również tej u władzy, to polityczne jelonki, które chciałyby wierzyć, że chodzi tu o rzeczywiste reformy, dobro ogółu i o „demokratyzację Ukrainy”, której ceną ma być sojusz z banderowcami. Ponieważ założenie było od początku fałszywe, a rachuby głupie, kończy się to wielkim rozczarowaniem. Unia Europejska jest wyraźnie zmęczona Ukrainą, a Ameryka nie ma na nią innego pomysłu niż Saakaszwili i próba powtórki Majdanu.
Polityka amerykańska koncentruje się teraz na własnym „bezpieczeństwie” (czytaj: awanturnictwie wojskowym) dając sobie mało czasu na inne sprawy. Prezydent Donald Trump wykazuje raczej niewielkie zainteresowanie przyszłością Ukrainy. (Być może ma także żal, że Ukraina nie pomaga amerykańskim śledczym w oskarżeniu Paula Manaforta, jego byłego kierownika kampanii). Żaden wyższy urzędnik USA nie pilnuje już ukraińskich polityków, jak to było do niedawna. „Jest to test ukraińskiej demokracji bez udziału Ameryki", skarży się Julia Mostowaja, redaktor naczelna tygodnika Zerkalo Nedeli.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy sytuacja na Ukrainie uległa pogorszeniu. Działacze opozycyjni i krnąbrni dziennikarze obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Wyczerpana przez wojnę domową, rozdarta dzielnicowo i wciąż nie mająca funkcjonalnych instytucji, Ukraina zapada się w feudalną przemoc. Oligarchów mierzy się teraz nie tylko wielkością kasy, liczbą parlamentarzystów na usługach i prywatnymi kanałami telewizyjnymi, przez które mamią głupi lud, ale także wielkością ich zbrojnych oddziałów i prywatnych armii.
Jedną z najpotężniejszych postaci na Ukrainie jest Arsen Awakow, minister spraw wewnętrznych i wielki potentat biznesu. Kontroluje on policję i gwardię narodową, ma także własny kanał telewizyjny. Formalnie Awakow jest w koalicji z Poroszenką, ale w rzeczywistości uważa go za swego rywala. Wydaje się, że Awakow ma tez własną koncepcję polityczną: chciałby on przesunąć Ukrainę w kierunku systemu parlamentarnego, który w istocie bylby federacją oligarchów i każdemu z wielkich graczy dałby większe uprawnienia oraz zapewnił udział we władzy.
Rywalizujące „elity” ukraińskie nie ponoszą odpowiedzialności za swoje państwo, jednocząc się co najwyżej w walce z aktywistami i instytucjami, które zagrażają ich oligopolowi. W tym kontekscie dość ważna bitwa toczy się wokół Krajowego Biura Antykorupcyjnego (NABU), instytucji, która powstała wskutek presji ze strony ludzi Sorosa i Zachodu. Wyszkolony przez amerykańskie FBI, NABU zaczął atakować poważne niejawne interesy na Ukrainie, prowokując nieunikniony kontratak z ich strony.
Walka ta wzmogła się w październiku, po tym jak NABU zatrzymał syna Awakowa w związku z podejrzeniem przywłaszczenia sobie 521 000 $ z kontraktu na dostarczenie plecaków dla ministerstwa spraw wewnętrznych. Arsen Awakow zintepretował to jako wypowiedzenie mu wojny przez Poroszenkę i wysłał krajowych gwardzistów i policjantów, aby zablokowali drogi w Charkowie i zapobiegli aresztowaniu jego syna. Awakow, który wcześniej poparł NABU widząc w nim przeciwwagę dla Poroszenki, ostatecznie wycofał swoje poparcie dla tej instytucji, wystawiając ją na odstrzał.
Inni oligarchowie tez działąją po swojemu. 29 listopada prokuratura generalna, kontrolowana przez Poroszenkę, przerwała operację, która miała „sprawdzić” zastępcę szefa służby imigracyjnej, który rzekomo proponował sprzedaż ukraińskiego obywatelstwa obcokrajowcom za 30 000 dolarów. Tajny agent NABU był w trakcie wręczania "łapówki", kiedy został aresztowany przez ludzi prokuratora generalnego. Agent ten został później zwolniony, ale sprawdzenie udaremniono. Artem Sytnik, szef NABU, żali się, że w tej walce brakuje mu siły przebicia wobec instytucji silniejszych oligarchów: "Wszystko, co mamy, to nasza uczciwość i przekonanie, że postępujemy słusznie".
W reakcji na to, zarówno UE, jak i rząd amerykański wydały ostro sformułowane oświadczenia. „These actions appear to be part of an effort to undermine independent anti-corruption institutions that the United States and others have helped suport” (Działania te wydają się być częścią wysiłków zmierzających do podważenia niezależnych instytucji antykorupcyjnych, które Stany Zjednoczone i inne państwa pomogły utworzyć) - zagrzmiał Departament Stanu USA. Kijów odpowiedział jednak z pogardą, paraliżując NABU poprzez usuniecie ze stanowiska szefa komisji antykorupcyjnej parlamentu, jego głównego politycznego poplecznika. Próbowano również przeforsować ustawę, aby usunąć niezawisłość NABU w strukturze państwa, ale wycofano się w obliczu protestów ze strony aktywistów społeczeństwa obywatelskiego i MFW, który finansuje dług Ukrainy.
Oligarchowie są przekonani, że Ameryce nie starczy woli aby wesprzeć swoją retorykę czynem. Przyznanie, że Ukraina jest skorumpowana i dysfunkcjonalna, spowodowałoby bardzo niewygodne pytania wśród amerykańskich wyborców o powód zaangażowania się ich kraju na Ukrainie i o uzasadnienie sankcji wobec Rosji.
Poroszenko, którego popularność opiera się właściwie wyłącznie na wojnie z Rosją, swoich wewnętrznych przeciwników zawsze oskarża o to, że są rosyjskimi agentami. Jego prokurator generalny oskarża nawet Saakaszwilego o próbę przeprowadzenia zamachu stanu w imieniu i w interesie Rosji. W rzeczywistości zamach stanu - obecnie takze z udziałem Julii Tymoszenko - jest montowany w Kijowie, którego władcy odpychają swój kraj od Zachodu. Ponieważ poparcie dla prezydenta Poroszenki ciagle spada, rośnie pozytywna postawa Ukraińców wobec Rosji. Na Kremlu z pewnością mają niezły ubaw z tego powodu. A w Waszyngtonie - zmartwienie: kolejny "genialny projekt geopolityczny" zaczyna poważnie szwankować... (BJ)
Z istotną różnicą że Ukraina to część Rosji zwłaszcza na wschodzie...Donbas i nie tylko.
Inaczej potoczył się proces przejęcia władzy czyli zamachu stanu...
Polskę przed takim scenariuszem uchronił Jaruzelski stanem wojennym...
a było tuż tuż...solidaruchy już planowały zajmowanie budynków państwowych...magazynów z bronią.. było tuż tuż.
Solidaruchy nie mogą tego darować Jaruzelskiemu, można by przecież tylu ludzi wymordować przy okazji... i tylko "bohaterów" wytworzyć.. najlepiej martwych.. a tak lipa trzeba się patriotycznie onanizować wakacjami w Arłamowie ...czy w innych ośrodkach wypoczynkowych.
Ale po zamachu stanu na Ukrainie i w Polsce dalej już szło bardzo podobnie...ruszyła grabież majątku narodowego... solidaruchy tu pracowały na rzecz globalnej mafii żydowskiej oraz KK z JPII na czele.
Na Ukrainie Oligarchowie pracowali na rzecz globalnej mafii żydowskiej jak w Polsce i na swoją korzyść. W Polsce Oligarchowie wykreowani przez globalną mafię żydowską też zgrabnie realizowali "tłuste" mega tłuste kontrakty rządowe.
Niektóre kontrakty są tak tłuste że do dzisiaj są ściśle tajne (np licencje na autostrady)..
W sumie nic dziwnego .. ten sam organizator zamachu i takie same metody grabieży.
Tylko Jaruzelski był dużo bardziej sprawny o Janukowycza.
Dlaczego ukraińskiej armii brakuje amunicji? Ukraińska armia, która według swojego naczelnego dowódcy Petra Poroszenki, jest najsilniejsza w Europie, nie ma czym strzelać. Jak niedawno powiedział zastępca dowódcy wojsk lądowych sił zbrojnych Ukrainy, generał major Jurij Tołocznyj, wojsku dotkliwie brakuje pocisków artyleryjskich, rakiet a nawet naboi. Tymczasem Ukraina w spadku po Związku Radzieckim otrzymała imponujący arsenał, który byłby wystarczający do prowadzenia przeciągającej się wojny na dużą skalę. Część radzieckiego dziedzictwa już wówczas zestarzała się moralnie i fizycznie, ale 70% tego dobra nadawało się do użytku. Jednak władze Ukrainy uważają, że w pierwszej kolejności jest to towar, na który zawsze jest popyt. Nie ma dokładnej statystyki, jaką ilość amunicji sprzedała Ukraina za granicę. Oprócz oficjalnych dostaw państwowych, funkcjonuje też czarny rynek. Jeden z najgłośniejszych skandalów miał miejsce w 2008 roku, gdy wyszło na jaw, że porwany przez somalijskich piratów statek „Faina" przemycał broń i amunicję do Sudanu. Działania zbrojne w Donbasie w nieznacznym stopniu naruszyły ukraiński arsenał. Wojna trwa od trzech lat. W tym czasie wojska ukraińskie zużyły około 25 tys. ton rakiet i naboi. W ogólnym ujęciu ta cyfra jest dość skromna. Pomimo wspaniałych zysków, jakie Ukrainie przyniósł handel radziecką bronią, władze kraju nie śpieszyły się, by inwestować w modernizację arsenału. Zdaniem ukraińskich ekspertów około 150-200 tys. ton amunicji utracono w pożarach dużych składów broni. Jeden z najpoważniejszych incydentów miał miejsce we wrześniu 2017 roku na składzie amunicji w obwodzie winnickim, gdzie w wyniku pożaru uległo zniszczeniu 32 tys. ton naboi i pocisków do systemów rakietowych. Ukraińscy generałowie tradycyjnie oskarżyli o wszystko Moskwę: niby eksplozja była dziełem rosyjskich dywersantów. Ale wkrótce w mediach pojawił się dość ciekawy materiał z inspekcji, która została przeprowadzona na bazie kilka miesięcy do wypadku. Prowadzi on do zupełnie innych wniosków. Okazało się, że we wszystkich 187 obiektach na bazie nie było systemu pożarowego, większość amunicji leżała pod gołym niebem, pociski zapalające i oświetlające, wbrew kategorycznemu zakazowi, były przechowywane w drewnianych skrzyniach. Całe terytorium bazy zarosło krzakami i nieprzebytymi chwastami. Komisja doszła do wniosku, że powodem tego bałaganu było niewystarczające finansowanie. Personel tego ogromnego obiektu wojskowego składał się z 132 osób, a pieniądze na jego utrzymanie w normalnym stanie nie były praktycznie wydzielane. Zresztą, sytuacja jest typowa dla wszystkich ukraińskich baz, gdzie przechowywana jest amunicja. Według Tołocznego finansowanie istniejących arsenałów w 2017 roku wynosiło 5-10% wymaganych środków. Z kolei pieniędzy na budowę nowych składów amunicji „najsilniejszej armii w Europie" w ogóle nie wydzielono. Jednak deficyt pocisków w ukraińskiej armii jest nie tylko wynikiem trącącego kryminałem eksportu broni, ale i bałaganu na składach. Od rozpadu Związku Radzieckiego minęło 25 lat, a Ukraina nie zdołała uruchomić własnej produkcji amunicji, z wyjątkiem pojedynczych egzemplarzy systemów precyzyjnych. Dlatego ukraińscy wojskowi mogą liczyć jedynie na zapasy z czasów radzieckich, które zdążyły się przeterminować. Teoretycznie zdatność do użytku pocisków artyleryjskich można przedłużyć poprzez tzw. reelaborację, czyli pozbycie się z łuski starego materiału wybuchowego i wypełnienie jej nowym. Jednak na Ukrainie nie produkuje się wykorzystywanych w pociskach materiałów wybuchowych, dlatego w to, że armia mogła w taki sposób odświeżyć swoje arsenały, trudno uwierzyć. Nic dziwnego, że w ukraińskich mediach regularnie pojawiają się informacje, że armia jest zmuszona walczyć w Donbasie bronią, która wyszła z użytku, co ma poważny wpływ na jej zdolności bojowe i często powoduje straty. W marcu 2017 roku podczas ostrzału pozycji Milicji Ludowej pod Donieckiem w lufie samobieżnej haubicy 2S1 Goździk wybuchł pocisk. Zginęło ośmiu ukraińskich żołnierzy. Eksperci twierdzą, że jednym z najbardziej prawdopodobnych powodów było użycie niespełniającego norm pocisku. Wszystko wskazuje na to, że takie incydenty będą się powtarzać. Dowództwo ukraińskiej armii niezbyt dba o życie i zdrowie swoich żołnierzy (najlepszym tego dowodem jest wojna w Donbasie). Podobnie jak o los dziesiątków tysięcy ludzi, którzy są zmuszani do życia obok grożących wybuchem arsenałów. A więc idealny koń trojański dla NATO czy UE!
Wsrod nich bylo tylko dwoch prawdziwych banderowcow.
I tym szybko przeszlo(to byl ich pierwszy wyjazd za rubiez).
Okazalo sie ze w Polsce nikogo nie interesuje ich jezyk i nikt nie chce ich zaczepiac na ulicach.
W rozmowach(Bogu dzieki za cala mase native speakerow) wyrazali zazdrosc jak nam w Polsce udalo sie(doslownie cytuje) wyjobat worow i pastawit nastojaszczich patrijotow.
Bogusław Jeznach
Dzielić się wiedzą, zarażać ciekawością.